Wciąż jeszcze wielu z nas tego dnia smutnieje, wpada w melancholię, tymczasem zgodnie z założeniami ma być to dla nas święto wesołe. Skoro wierzymy i wiemy, że jest zbawienie i niebo to mamy powód, żeby się cieszyć. Tymczasem około naszych WW raczej u grzeszników, dewiantów i przeciwników Chrześćijaństwa widać wesołość, imprezy. Próbują wtedy przywłaszczyć sobie nowe obyczaje świętowania kij wie czego, przebierając się za wampiry, martwe prostytutki i marzanny. Poodwracało się coś.
Powinniśmy tego dnia się cieszyć i imprezować właśnie my Chrześcijanie, bo mamy obietnicę zbawienia nie za zabicie kogoś, ani za pieniądze jak to bywa w świecie, ale za jedną tylko decyzję dot. wiary w to właśnie zbawienie, a dalej wstarczy już tylko być dobrym człowiekiem. Wiadomo, że skoro mamy obyczaj odwiedzania grobów to i czasem przypomni się smutek ostatnich pogrzebów i ból straty, bo to naturalny odruch. Jednakże nasza radość ma wynikać z tego właśnie, że po odbyciu ostatniej podróży będzie lepiej, smucić sie mogą tylko ci, co mają ciężkie grzechy na sumieniu i nie chcą się nawrócić, nie chcą poprawić tego, co narozrabiali, nie chcą się zmieniać na lepsze, czyli miejmy nadzieję tylko nieliczni.
Jak ktoś nie czyta żadnych biografii ani życiorysów, to świętych wyobraża sobie jako takich, co nic nigdy nie musieli robić, o nic dbać, nikogo nie mieli na głowie ani pod opieką, a tylko słodkie życie w murach parafialnych lub klasztornych. Czasem tylko zostali zamordowani w czasie napadu wtedy oprócz tego, że święty to jeszcze męczennik. Życie świętych jednak statystycznie dużo bardziej bywało obciążone problemami, troskami i tragediami niż zwykłego człowieka. Święty dostaje szczególne bonusy, uzdolnienia i możliwości nazywane łaskami, dzięki którym może znieść więcej krzywdy, którą wyrządza mu diabeł. Nie dość, że znosi krzywdy własne to jeszcze często święci prowadząc jakiś swój osobisty dialog z Bogiem, brali na siebie udręczenie pokutując za innych nie tylko ukochanych, ale i wrogów. Później nawet tę krzywdę nazywając łaską od Boga. Potrafili to, bo często mając ten osobisty kontakt z Bogiem nie musieli douczać się jakie jest niebo, ale w jakiś sposób przeżywanie nieba bywa im udostępniane już na ziemi. Tu już zgłupiałem, bo chciałbym opisać to, co przeżywali, ale się nie da, bo oni sami nie umieli tego często opisać.
Niemniiej bardziej powszechnym darem od Boga jest mocna wiara i pewność zbwienia z istnieniem raju. Ten dar u duchownych można rozpoznawać według mnie nawet na zewnątrz. Zwykły człowiek w obliczu zagrożenia stresuje się, panikuje, a ten pełny wiary a może i ducha świętego bywa bardzo spokojny, ale nie jest to zwykły spokój, którym cechuje się wielu opanowanych. To taki szczególny spokój ducha, do którego zwracają się jako kojącego nerwy wybawcy ci, którzy panikują i tym spokojem on się z nimi dzieli. Mówi się wtedy, że jest ich pasterzem.
Jeśli życzę komuś, by choć przez minutę we Wrzyskich Świętych poczół pewność zbawienia tak jak święci, właśnie o to mi chodziło, żeby każdy z nas choć przez minutę był pełny ducha świętego właśnie w dzisiejsze święto. Nie daj sobie wcisnąć, że ten stan możesz osiągnąć jakimiś technikami jogi, medytacji wschodniej, wahadełka, przytulenia się do drzewa czy innych pierdół, nie da się tak. Jeśli Duch Święty w szczególny sposób sam cię nie odwiedzi, byćmoże na twoją prośbę, to sekciarskimi technikami możesz go wręcz odepchnąć. Jeśli pamiętasz jakieś dziwne a kojące odczucie wiatru czy czegoś podobnego, to nadal było tylko coś zmysłowego. Przypomnij sobie jak wspominasz twoje najlepsze kontakty seksualne na wakacjach czy inne to w porównaniu do nich, te odwiedziny Ducha Św. są na wyższym poziomie. Po kilku latah, jeśli ktoś zapyta co pamiętasz z danego roku, to będziesz pamiętać przede wszystkim to przeżycie ten kontakt z Duchem Św., a jeśli jesteś na drodze wiary, będzisz także nim żyć, tęsknić za nim i dążyć, żeby znów tak było. No i nijak nie da się tego opisać.
Jeszcze trudniej opisywać warunki, czy trzeba jakieś spełnić, żeby to przeżyć. Na pewno pomagają wszelkie sakramenty, czyste sumienie, brak złych zamiarów, a chwila wcale nie musi być szczególna. Chciałbym, żeby tego dnia każdy mógł chociaż chwilę tego przeżyć. Zachęcasz Ducha Świętego albo Matkę Bożą, żeby przyszła do ciebie na pewno aktami strzelistymi. By dostać kawałek nieba samodzielnie dawaj niebo. To jest wtedy, gdy stoisz nad grobem zmarłego bliskiego i zamiast smucić się myśląc o tej śmierci, poprosisz, żeby dano ci dobre i wesołe myśli z nim związane. To wtedy, gdy już masz iść, bo przecież znicze już płoną i jest zimno, a ty zamiast ubrać się ciepło, ubrałaś się ładnie i właśnie wtedy zdobędziesz się na małą pokutę, cierpienie dobrowolne i zamiast trzech zdrowasiek zmówisz dziesiątek. To wtedy, gdy zobaczysz obok grób, na którym nikt nie postawił tego roku znicza i choćby przystaniesz tam na chwilę. To wtedy, gdy nie zapomnisz o problemach codziennych pracy, domu, a jednak uświadomisz sobie ogrom świata i mocy bożej, i staną się twoje problemy malutkie. To także wtedy, gdy zaczynasz stale za ważniejsze uznawać czyjeś zbawienie niż to, czy ten ktoś odda ci pożyczone pieniądze. Bóg zbliża się do ciebie też wtedy, gdy wymyślisz sobie jakiegoś bożka np. pieniądze, telewizor albo telefon, a on temu bożkowi przetrąca kręgosłup w twojej świadomości. Tobie niby świat się zawalił, a tak na prawdę zostałeś wyzwolony od jakiegoś uzależnienia. Poproś wtedy o pocieszenie.
O to pocieszenie czyli odwiedziny możesz prosić znacznie częściej, ale go nie przegap. Tobie wydaje się, że chwilami odzyskujesz dobry humor i przypisujesz to jakiemuś człwiekowi lub okolicznościom, a tymczasem ten ktoś mógł być tylko narzędziem, którego użył Bóg dla twojego povcieszenia. Proś raczej o stałe pocieszenie z głębi twojego serca, wtedy dowiesz się skąd ono naprawdę pochodzi. Nie chodzi tu o newaegowskie pozytywne myślenie, niech to sobie sekciarze w dupę wsadzą, bo nam chodzi o wewnętrzny pokój ducha.
A co ciekawsze, gdy minie to święto od jutra na codzień, również możesz prosić o coś takiego. Nadal sąsiad ochlapie cię przejeżdżając samochodem obok, nadal szef będzie groził sankcjami w pracy i nadal dziecko będzie chore, ale gdy Bóg zacznie cię "odwiedzać" i zostwiać ci ten spokój, ciebie te problemy nie będa rozkładać, zaginać, nie pokonają cię, ani nawet nie zasmucą. Musisz wtedy rozumieć, że to co wydaje się być złe, klęską albo porażką, do czegoś nieraz Bogu jest potrzebne dla ciebie, a ty zrozumiesz to w swoim czasie.
Ludzie, którzy to mają, potrafią się zapatrzeni, gdzieś uśmiechać sami do siebie. Potrafią słyszeć złe wiadomości i ledwie się nimi zdziwić. Ludzie ci sa mocni duchem i przyciągają do siebie nas słabych. Ludzie ci często ciągle otoczeni są wianuszkiem przyjaciół, którzy chcą od nich sami nie wiedzą chwilami czego, podobnie jak dziecko od matki. Widzę takie osoby wśród duchownych Dominikańskich, których ostatnio sporo poznałem i widzę wśród ludzi, którzy sie przy Dominikanach kręcą. Bywają też w innych parafiach, ale nie mam gdzie indziej orientacji. Są bardzo przy tym skromni i bynajmniej nie narzucają się ze swoją dchowością. Czasem wspominają, że ci, którzy kręcą się przy Dominikanach czasem obdarzani są łaskami Dominikańskimi i to jedyne, co ci powiedzą. Nie powiedzą czym się jaka łaska objawia, nie pochwalą się tym, tylko jak już coś podobnego spotka innych, wtedy tajemniczo stwierdzą kilka słów, że to mogła być łaska od Boga, np. mocna obecność Ducha Św. w twoim życiu, kiedy problemy przestały mieć znaczenie. Nie oczekuj szczegółowych instrukcji, krótko doradzą "radź sobie sam", ale poradzisz sobie, tylko proś kogoś ze świętych o prowadzenie, proś o łagodność wiary, Najświętszą Panienkę o obecność przy twoich kłopotach. I uważaj, bo diabeł ma setki sposobów na to, żeby ci to wytrącić z ręki, nie dopuścić albo spowodować twoje zapomnienie o tym.
Z tymi duchownymi, świętymi jest też wiele tajemnic, których nie rozumiem, dalej nie dotarłem, przynajmniej jak dotąd, ale wróć się jeszcze raz na cementarz z takim zamiarem, gdy ciemno, gdy nikt nie będzie widział, mimo zimna zostań tam dłużej i czekaj, aż Duch Święty przyjdzie, aż poczujesz duchowe znieczulenie i nawet zimna przez chwilę czuć nie będziesz, a chwilami prócz przemarznięcia wewnętrzną radość niekoniecznie z uśmiechem, a raczej ze spokojem. A może mimo rozproszeń myśli znajdziesz jakiś inny lepszy sposób na odwiedziny Ducha Świętego.